Strona:Walery Eljasz-Radzikowski - Wycieczka do Zielonego Stawu Kiezmarskiego.djvu/2

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

W tę to okolicę puściłem się z kilku towarzyszami p. K. Nyczem, p. prof. Świérzem, i ks. Aug. Sutorem d. 6 sierpnia 1878. Za punkt oparcia służyć nam miała Jaworzyna Spiska, ku niej więc wyruszyliśmy wózkiem o 12. godz. w południe ze Zakopanego przez Poronin, Mur Zasichłe na Bukowinę, gdzieśmy o 2 godz. stanęli. Sławny widok ztąd na całe Tatry zatrzymał nas najmniej pół godziny. Trudno się przychodzi od niego oderwać, dobrze nam znany, a przecież zawsze nowy, uroczy, niezgłębiony, mimowoli przykuwa do Tatr wzrok podróżnego. Kwadrans po 3 godz. przybyliśmy nad brzeg Białki koło tartaku naprzeciw Czarnej Góry. Dwoma korytami płyną tędy wody Białki, oprócz trzeciego strumienia na tracz odprowadzonego, po trzech tedy niestety mostach trzeba się przeprawiać na stronę przeciwną. A że już gorszych mostów trudno sobie wyobrazić, więc się wysiada z wozu, przechodzi je pieszo, gdy furman z wielką przezornością przeprowadza konie z wozem tak, aby na pierwszej lepszej dziórze koń nóg nie połamał, lub aby odskórki, z których mosty zrobione, pod ciężarem wozu się nie zawaliły. Nie znać tu nigdy żadnej władzy, któraby czuwała nad bezpieczeństwem publicznem. Przy brzegu na stronie węgierskiej mają chatkę cyganie, którym się już nieraz zdarzyło ratować nieszczęśliwych podróżnych przy przeprawie przez tutejsze mosty obok jakby na ironią obok istniejącego tracza, otoczonego zewsząd drzewem budowlanem, podczas gdy mosty cierpią na brak materyału drzewianego.
Przez Czarną Górę i Jurgów zła jest droga, kamienista dopiero od wjazdu w las, między łąkami gościniec przyzwoity jak na Tatry, ciągnie się miejscami nad brzegiem Białki szumiącej w głębi, widok otwarty ciągle na Tatry. Najbliżej ztąd wznosi się grupa wierchów Murania, Nowego i Hawraniów, u ich stóp nad Jaworowym potokiem jest osada Podspady, złożona z leśniczówki, tracza i karczmy, w której niczego nie dostanie oprócz ordynarnej gorzałki i piwa kwaśniejącego. Tuśmy stanęli o 5 godz. a za pół godziny ztąd jadąc uroczą drogą przez las pod liniją prostą wyprowadzoną, przybyliśmy przed karczmę w Jaworzynie Spiskiej. Są tu kuźnice żelaza i fabryka drzewnej masy papierowej, rezydencyja zarządcy dóbr Salomona, magnata węgierskiego. Karczma miejscowa ma trzy izby gościnne z pościelą i dostać w niej można po umiarkowanych cenach kawy, herbaty, wódki, wina, chleba i coś pieczonego z mięsa. Chociażeśmy wczas tu na nocleg stanęli, zastaliśmy już jednę izbę zajętą przez turystów z Węgier, a skorośmy z małej przechadzki później wrócili, już i trzecia izba roiła się gośćmi węgierskimi. Mieli z sobą niemieckich przewodników ze Spiża. Pogardliwe obchodzenie się turystów niemieckich z swymi przewodnikami nie miłe na nas sprawiło wrażenie, to nam poniekąd tłomaczy nieszczerą usłużność przewodników na południowej stronie Tatr. Traktowani jak nie ludzie, nie mogą się czułością odznaczać wobec swoich gości i nie troszczą się o nich tak, jakby należało, zbywają swoje usługi jak pańszczyznę, byle otrzymać zapłatę. Nasi górale oprócz tego, że znają góry bez porównania lepiej niż ich sąsiedzi południowi, ale jeszcze w obejściu się z gośćmi służyć mogą za wzór uprzejmości i troskliwości. Ludzie bez żadnej nauki, mało który umie z nich pisać i czytać, lecz przez obcowanie z osobami wykształconemi tak się otarli, iż miło z niemi o różnych rzeczach pogadać, a co nadewszystko nęci do nich zaufanie, jakie umieją polscy przewodniczący ku sobie wyrobić w podróżnych. W części to zasługa naszych turystów, iż ci obchodzą się z góralami po ludzku, uważając przewodnika za przyjaciela, któremu w drodze powierza się bezpieczeństwo swej osoby, przez to wyradza się stósunek przyjazny między obydwiema stronami.
Niejeden z polskich przewodników może się pochwalić pięknym podarkiem od gościa, od którego z wdzięczności za troskliwość w wodzeniu po Tatrach oprócz