Strona:Walery Eljasz-Radzikowski - Obrazek z podróży w Tatry.djvu/10

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

Pierwszy grzbiet na drodze od grodu Krakusa mijamy na Mogilanach. Ztąd żegnamy dolinę Wisły i w niéj najeżoną wieżycami starą stolicę Polski, opasaną mogiłami Krakusa, Wandy i Kościuszki, a witamy świat górski, który się roztacza czarująco ku południowi i bierze nas odtąd w swoje objęcia, chociaż właściwie za Myślenicami z nim się naprawdę spotykamy. W dolinie Raby przyroda górska poczyna się dopiero z swojemi wdziękami uwydatniać. Wspaniałém toczy się tu korytem Raba; hulaszcze dziecko karpackie znać z jego brzegów, co umie zdziałać, gdy wzbierze. Człowiek uczepił się lewego brzegu Raby i drogę po stopach okalających ją gór niezgrabnie wyrobił, z winy sławetnych inżynierów.
Z boków wpływają potoki do Raby z ubocznych dolin, które po mostkach przebywamy.
Domostwa rozrzucone po górach wyglądają zdala jak gniazda ptasie, a wyjazd do nich dla nagłéj stromości podziwu godny, jak tam góral potrafi wózek ztoczyć lub wytoczyć w całości po tych drabiniastych dróżynach. Powoli w miarę posuwania się na południe owe sino na tle nieba rysujące się wierchy ciemnieją; już na nich oko ludzkie odróżni lasy od pól lub pastwisk. W końcu