podniesieniu się stanu wody, bo obecnie po długiej suszy niedostateczną jej ilość Orawa dostarczała.
Na Podhalu Twardoszyn dobrze jest znanym ludowi przez częste odwiedziny. Słyną u górali kożuszki, tak zwane, serdaki, które sobie ztamtąd przywożą, gdy za dostawę desek odbiorą pieniądze. Dawniej przed zbudowaniem kolei żelaznych sól z Wieliczki szła do Węgier na wozach do Twardoszyna, gdzie ją ładowano na tratwy, i spławiano Orawą do Wagu, a Wagiem do Dunaju i dalej. Istniał ku temu w Twardoszynie specyalny urząd solny.
Wspomniałem wyżej, że na Orawie znajdują się osady polskie. Znakomity badacz Tatr, profesor L. Zejszner, który w swoich wycieczkach po tych górach zastanawiał się nad językiem ludu w około Tatr zamieszkałego, w pięknym opisie Orawy[1] wymienia wsie tu takie, których mieszkańcy mówią do połowy po polsku, pół po słowacku. To znów takie, jak wyspy wśród Słowaków, gdzie lud mówi całkiem po polsku, językiem starym, przed kilku wiekami w Polsce używanym.
Wsie słowackie, czyli tak u nich zwane „dziedziny“ mają na Orawie postać o wiele porządniejszych osad ludzkich, niż u naszych górali. Osobliwością w nich bywa długi szereg małych domków bez okien stojących obok siebie w jednej linii, a każdy zamknięty na tęgą kłodkę. Są to spichlerze wszystkich gospodarzy ze wsi razem zebrane. Ile ten zwyczaj u Słowaków ma za sobą korzyści, nie wiem, wnosić tylko można, ile szkody przynosi w razie pożaru.
Zauważyliśmy wszędzie mnóstwo dzieci przed domostwami, i z tych wiele piastowanych przez ojców na rękach, co świadczy o niezwykłej u ludu prostego miłości do małej dziatwy. A chociaż na nędznej glebie ciężko góralowi Orawskiemu wyżywić liczną rodzinę, nie stracha się on kłopotami błogosławieństwa Bożego w tym względzie.
Furmani nasi z nietajoną uciechą przypominali nam brak rogatek po drodze, pomimo doborowych gościńców i porządnych mostów. U nas wśród gęstej sieci „ślabanów“ przy złych drogach i gorszych jeszcze mostach nasuwać się musi ciekawość, jakim
- ↑ Biblioteka Warszawska z r. 1853, tom III.