Strona:Walery Łoziński - Zaklęty Dwór.djvu/41

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została skorygowana.

kiej odległości od zabudowań folwarcznych, opasanych do koła wysokim, ociernionym w górze płotem.
Byłto niepokaźny, gontem pobity budynek, i gdyby nieprzyparte w zatyle przymurowanie z osobnemi dębowymi drzwiami i dwoma małemi, słomą zatkanemi otworami po bokach, aniby domyśleć się można, że to siedziba jurysdykcji całego żwirowskiego klucza. Rodzaj ten lamusu, ochrzczonego techniczną nazwą aresztu dominikalnego starczył razem za nadpis i całą zewnętrzną wystawę urzędu, który z tym wszystkiem niepospolitej używał powagi i niesłychany wzbudzał szacunek.
Co ma odżyć w pieśni, musi zginąć w życiu, powiedział poeta, a na szczęście mandatarjusz i jego urząd dopełnili tego niezbędnego warunku, i można już śmiało obrać za przedmiot powieściowego obrobienia. A po prawdzie potrzeba spieszyć się z tem przedsięwzięciem, bo dla najbliższych już czasów, dla najbliższego pokolenia stanie się nasz niedawny mandatariusz podobnie jak komornik, istną figurą mytologiczną, rzeczywistem bajecznem wspomnieniem przeszłości, że niepodobna będzie uwierzyć nawet w jego egzystencją, zrozumieć jego stanowiska, pojąć jego zakresu działania. I jak Cooper mienił się szczęśliwym że widział i słyszał ostatniego Mohikanina, tak niebawem każdy za podwójne poczyta sobie szczęście, kto ujrzy i usłyszy ostatniego mandatariusza.
Pomiędzy wszystkiemi osobliwościami czysto galicyjskiemi mandatarjusz był niezaprzeczalnie jedną z najciekawszych.