Strona:Walery Łoziński - Zaklęty Dwór.djvu/122

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została skorygowana.

Katilinie pochlebiły widocznie słowa przyjaciela, bo uśmiech sarkastyczny znikł mu nagle z ust a twarz jakoś zapoważniała i zszlachetniała w jednej chwili. Gracchus tymczasem szybkiemi krokami zaczął przechadzać się po pokoju, jakgdyby zbierał myśli lub jakąś wewnętrzną przytłumiał walkę.
Nim podsłuchamy dalszej poufnej rozmowy obudwu dawnych przyjaciół, poznajmy bliżej ich przeszłość i wzajemny stosunek.
Wiemy już mniej więcej, że Gracchus i Katilina czyli inaczej Juljusz Żwirski i Damazy Czorgut, byli kolegami szkolnymi, i że od pierwszej chwili poznania ścisła łączyła ich z sobą przyjaźń.
Przyjaźń ta oparta na dziecięcych jeszcze wrażeniach i skłonnościach, na kilkuletnim sąsiedztwie jednej ławki, przeszła już wiele prób i walk a od pierwszego swego zawiązania mogła tylko uchodzić za żywe sprawdzenie przysłowia, les extremes se touchent.
Trudnoby bowiem wyobrazić sobie dwie sprzeczniejsze natury, dwa różniejsze charaktery, dwie odrębniejsze indywidualności nad naszych obudwu młodzieńców o tak znaczących rzymskich przydomkach. Obadwaj nie mieli z sobą nic wspólnego, jeden wyglądał raczej jak istne przeciwieństwo drugiego, a mimo to spajała ich jakaś tajemna, zagadkowa nić sympatyczna.
Łagodny, cichy, przyzwoity Juliusz uchodził w szkołach za wzór skromności i dobrych obyczajów, podczas kiedy gwałtowny, niesforny i nieokrzesany jego towarzysz raził już w pierwszych latach dziecięcych zawadjactwem, zuchwałością bez miary i w ogóle obok