Strona:Waleria Marrené - Życie za życie.djvu/87

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została skorygowana.

Skłoniłem głowę w milczeniu, przysunąłem krzesło gościowi memu, ale on nie usiadł, tylko wsparł się lekko o poręcz, bawiąc się złotą gałką rzeźbionej szpicruty. Ja pozostałem naprzeciw niego nieruchomy, czekając co dalej powie.
— Okoliczności zmieniły się od wczoraj, wyrzekł Herakliusz z uśmiechem. Zwyciężyłeś pan; jestem pokonany i broń składam. Nie myślę odgrywać śmiesznej roli opiekuna z komedyi. Księżniczka zbyt wyraźnie objawiła skłonność i wolę swoją, bym mógł się jej opierać. Rad nierad muszę więc być sprzymierzeńcem pana.
Głos jego był przyjazny, cały układ wyrażał swobodę i zaufanie, a jednak na tę mowę nie znajdowałem odpowiedzi.
— Obadwaj pragniemy jej szczęścia, nie wątpię o tem, mówił dalej, wyciągając do mnie rękę, której uścisk oddać musiałem; ale pozwól pan mnie, starszemu i wytrawniejszemu, objąć ster nad waszą miłością, pozwól mi zrobić niektóre przedstawienia, swoje i księżniczki nałożyć warunki...
— Więc ona stawia mi warunki i stawia przez pana?.. zawołałem z wybuchem nieufności mimowolnej.
Hrabia uśmiechnął się.
— Widzę, rzekł, iż nie możesz pan zapomnieć wczorajszej rozmowy. Ależ na Boga, bądź sprawiedliwym! Postaw się w mojem położeniu: przyjeżdżam najspokojniej, nie wiedząc o niczem, nie domyślając się niczego. Przyznaj pan sam, że to co zaszło, było trochę nieformalne i mogło popsuć mi humor.
Twarz hrabiego przybrała wyraz tak dobroduszny, wyrażała tak komiczne nieledwie zakłopotanie, iż mimowolnie uśmiechnąć się musiałem.
— Księżniczka, wyrzekłem po chwili, nie potrzebuje stawiać mi warunków. Jej wola będzie mojem prawem, o tem wątpić nie może, nie powinna.