Strona:Waleria Marrené - Życie za życie.djvu/33

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została skorygowana.

skupieniem myśli. Było tam pełno kartek oderwanych, myśli ulotnych, listów pisanych przez różne osoby, w rozmaitych czasach. Zapewne zgromadził je kiedyś starannie. Może chciał zniszczyć, a zbrakło mu odwagi, może sam uszanował ten skarb pamiątek, który zawierał upajające bóle młodości. Tajemnice tej myśli uniósł do grobu, została się tylko powieść życia.
Wiele dni upłynęło, zanim zdołałem odtworzyć przeszłość jego, straszną choć powszednią, i według niej zrozumieć, jakiej miary był ten człowiek, który jednak sprostać nie zdołał powszednim warunkom bytu, jakiej siły było bicie tego serca, które pękło pod naciskiem życia.
Wszystkie bogactwa ducha i ciała zlane były na niego hojną ręką; świat stał przed nim otworem, życie wschodziło łatwe, swobodne. Może on chciał nastroić je zbyt wysoko. Nie starczyło mu to, co zwykle starczy ogółowi. Smiałe oko zatopił w nieskończoność, harde serce wyniósł ponad poziom. Gromy uderzają zwykle w wysokie szczyty... zdruzgotał go grom nieszczęścia. Świat i ludzie sprzysięgli się przeciw niemu, jak zwykle przeciw wszystkiemu co niepowszednie. Na drodze życia spotkał fałsz i zdradę, obłudne dłonie przyjaciół, kłamane kobiet uśmiechy, a spotykał je tem łatwiej, tem częściej, że jako światło przyciąga owady, tak szlachetna indywidualność przyciąga brudne pasożyty. Ale nie to zwichnęło polot jego ducha, nie to połamało mu skrzydła.
Nieszczęście samo bezsilne było przeciw niemu, bo umiał znosić niezachwianie. Nieszczęście było cierpieniem tylko, a z cierpieniem on się nie liczył, wyzywał je dumnem czołem, dopóki nie znalazło sprzymierzeńca w nim samym i nie zrodziło szaleństwa i upadku. Jednak nie skarżył się napróżno, nie winował nikogo prócz siebie; w upadku i boleści umiał być sprawiedliwym. Zrozumiał; że to co utracił, niepowrotnem było, i