Strona:Wacław Sieroszewski - Wrażenia z Ameryki.djvu/47

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

zaczynamy odczuwać coś, jakby... pewien „luz“... Ubywa nas, choć mnożymy się, jak dawniej, choć jak dawniej nierzadkie są wśród nas rodziny z czworgiem i pięciorgiem dzieci. Ubywa nas w kościołach, w szkołach, na zebraniach... Czujemy to i strach nas ogarnia... Zwolna pożera nas straszliwy Malström amerykańskiego życia... Żadne organizacje nie oprą się mu“, — zakończył smutnie.
Istotnie niebezpieczeństwo jest groźne.
Bo piękny i zajmujący jest ten Ocean amerykańskiego życia, o „niagarowym“ impecie i mieniących się barwach nieskończonej rozmaitości. Szturmuje on nieustannie do zamkniętych w sobie drobnych i ubogich wysepek polskości, nęcąc urodzone tam młode dusze perspektywami walk, wysiłków i prób własnej mocy, pełnych nadziei zwycięstwa...
Czyż można się oprzeć przed taką pokusą-!...
Ze wzrostem dobrobytu obudziły się w rzeszach polskich wyższe ambicje. Niepodległość i rozwój mocarstwowy naszej Ojczyzny — jeszcze je wzmocnił. „Dość już byliśmy mierzwą cudzego dobrobytu, fundamentem cudzej władzy, podnóżkiem cudzego powodzenia... Sami chcemy również być wśród szczytów!... — mówi śmiało młodzież polska. Nie czują się wcale gor-