Strona:Wacław Sieroszewski - Risztau, Pustelnia w górach - Czukcze.djvu/90

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

Trzeba ją było utulić, do łóżka położyć, a wycieczki zaniechać. Helena nie mogła odejść od niej, gdyż budziła się co chwila i zaraz jej wołała; więc do świtu przesiedziała u okna z ciężkim sercem, ze wzburzoną duszą, wpatrzona, wsłuchana w błękitną noc.
Spłonęła zorza, wzeszło słońce, boki gór wynurzyły się z mgły i szafir nieba dobrze już rozżarzył się upałem, a Jurka wciąż jeszcze widać nie było. W domku na podgórzu życie szło zwykłym trybem. W kuchni krzątała się Justyna, od obory dolatywał głos Szymona. Helena zwlekała z wyjściem: czuła wstręt do spotkania się z tym dwojgiem. Trzeba jednak było przyrządzić śniadanie. Nawyknienie do pracy, przypuszczenie, że może, nie pytając, dowiedzieć się czegoś o Stanisławie, popchnęło ją do drzwi. Gdy nacisnęła klamkę, pani Strasiewiczowa obudziła się i zawołała ją. Aż ręce złożyła, ujrzawszy spalone usta i gorejące oczy dziewczyny.
— Nie spałaś wcale! A Jurek? Jeszcze go nie ma? Szymka pytałaś? Nie? Zawołaj go do mnie!
Szymon nie przyszedł, lecz przysłał zamiast siebie Justynę. Obie kobiety zamknęły się i rozmawiały długo. Po wyjściu Justyny staruszka była spłakana i rozżalona. Gdy Helena przyniosła jej herbatę, zastała ją już ubraną i modlącą się na klęczkach przed obrazem.
— Szymek nic nie wie... Bądź cierpliwą. Jurek zaraz wrócić powinien... Moja kochana, nie wiem już co robić... głowa mię od tego wszystkiego roz-