Strona:Wacław Sieroszewski - Risztau, Pustelnia w górach - Czukcze.djvu/57

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

opierając się o głazy lub zręcznie skacząc po kamieniach, wystających z wody. Wysmukła, śliczna, w ciemnym gorsecie na białej koszuli, kołysała się i gięła z wdziękiem prawdziwej góralki.
— Tak, tu ładnie, ale trzeba się śpieszyć. Musimy wrócić przed obiadem. Trzeba pomóc Justynie wydoić krowy, do stołu nakryć i owoce przebrać — odpowiedziała, jakby zgadując myśl jego.
Na zakręcie, gdzie szczelina kończyła się przepaścią, a potok tworzył wodospad, Stanisław po bardzo wązkiej ścieżce wprowadził dziewczynę wyżej na strome zbocze, ponad lasy, hen, pod zalane słońcem wiszary. Tu, wśród krzewów czeremchy, krępej „muszmuły“ i strzelistych wicin derenia, pokazał jej drzewko „ałyczy“, obciążone ogromną ilością owoców. Na ten widok Hela aż krzyknęła z radości i pośpiesznie zabrała się do zrywania małych, przezroczystych, jakby słońcem nasiąkłych śliweczek z ciemną pestką we środku i delikatnym rumieńcem z boku. Zbierający, rozumie się, nie zapominali o sobie, wskutek czego czas jakiś milczeli, mając usta pełne słodkiego miąższu. Stanisław nachylał gałęzie, wspinał się i chwytał co grubsze; zdawało się, cały las pragnął nagiąć pod stopy dziewczynie.
— Dla czego pani śmiała się wtedy z panem Jerzym? — spytał nagle.
— Kiedy?
— A wtedy, kiedym opowiadał, że wdrapałem się na drzewo.
Dziewczyna roześmiała się znowu.
— Stare dzieje! Widzi pan, wyobraziłam sobie,