Strona:Wacław Sieroszewski - Risztau, Pustelnia w górach - Czukcze.djvu/45

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

odzieży i opału mało trzeba... Urodzaje dobre, w lesie owoców różnych mnóstwo... Jak pan widzi, zawsze na stole powidła, nawet konfitury, wszystko własne. Bieda w tym tylko, że nic sprzedać nie można: dróg niema i — dla tego właśnie nie zakładamy winnic... Nie mamy też towarzystwa... O robieniu oszczędności wszakże nie może być mowy, a tymczasem chciałoby się odłożyć coś na powrót... Mąż zawsze o tym marzył. W ostatnich latach nawet kupca szukał na ziemię, ale nie znalazł: kto tu przyjedzie!... Ja bo już nie marzę... bo i ciężko byłoby mi rozstać się... — tu staruszka nizko pochyliła głowę i zaczęła szybko przebierać drutami.
— Łatwo przywiązuję się do miejsca; nawet i przedtym, gdyśmy opuszczali dom, gdzie tyle wieczorów w czarnej upłynęło tęsknocie... płakałam, jak małe dziecko... a tu... zostałoby wszystko, co niegdyś miałam najdroższego na ziemi... Ale synowie niech jadą, jeśli chcą... niech kupca szukają... Jednego koniecznie nawet wysłać muszę, bo... żenić się mu już czas...
Wichlicki mimowoli spojrzał na Helenę. Siedziała zamyślona ze spuszczonemi oczyma, jak gdyby nie słyszała tego, co się mówiło. Bystrym spojrzeniem obrzuciła ją także Justyna, ale przedtym wzrok jej skrzyżował się ze wzrokiem Szymona. Gwałtownym ruchem porwała się z miejsca i zaczęła sprzątać.
Cienie późnego wieczora przysłoniły już okolicę. Biały Risztau zlał się w jedną niewyraźną z chmurami plamę. Od morza powiał łagodny wiatr; gwiazdy słabo zabłysły nad czarnemi pasmami gór.