Strona:Wacław Sieroszewski - Ptaki przelotne.djvu/35

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

gdzie przypływ morza nie sięgał, zobaczyłem, jak okiem sięgnąć, szeregi gniazd ptasich, uwitych z traw i gałązek. Na gniazdach siedziały poważnie tysiące ptaków, pewnych swych praw i bezpieczeństwa. Bynajmniej nie zlękły się mego widoku. Większość z nich spała. Niektóre z brzega otworzyły na chwilę senne ślepki, lecz natychmiast zamknęły je i wtuliły z powrotem szyjki w nastroszone piórka podgardli. Widocznie ani do głowy im nie przychodziło, żeby ktoś tu mógł je skrzywdzić. Wszystkie miały dziobki zwrócone w jedną stronę, gdzie między szeregami gniazd ciągnęły się wąskie, równo udeptane uliczki. Po uliczkach spacerowały, przewalając się z nogi na nogę, straże...
Całe olbrzymie ptasie miasto!...
Było tyle powagi, porządku i ufności

37