Strona:Wacław Sieroszewski - Ptaki przelotne.djvu/32

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

którym bielał gdzieś bardzo daleko równiuchny sznur obłoków. Na niektórych zapalały się chwilami smugi i iskry ogni, i ostre kanty błyskały, jak klingi mieczów... Po ruchach i błyskach poznaliśmy je i okrzyk radosny rzuciliśmy w powietrze:
— Ocean!... Lody!...
Postanowiliśmy się zatrzymać przy samym ujściu rzeki, żeby mieć wodę słodką pod bokiem. Natrafiliśmy wkrótce na małą wysepkę i w cichej zatoczce wyciągnęliśmy naszą ranioną „Królewnę“ na piasek, żeby obejrzeć dobrze jej pęknięcia i otwory i dobrze je załatać przed morską wyprawą. Jedni poszli zbierać na opał drzewo, wyrzucone przez przypływ morza na brzeg rzeki, drudzy wyładowywali rzeczy i chowali je pod rozbity namiot, jeszcze inni poszli zarzucić sieci na

34