Strona:Wacław Sieroszewski - Polowanie na reny.djvu/49

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

łączyć się w gromady, brały też ciemny kadłub naszego okrętu za żołądek jednego ze swych współbraci. Dość, ze sternikowi udało się kilkakrotnie dopaść do nich w chwili wynurzania się i przeciąć im drogę. Strzelec na chwilę nie wypuszczał z dłoni rękojeści armaty. Ale i noc zapadała chyżo, i słońce już tykało widnokręgu.
Wreszcie padł strzał...
— Hurra! Trafiony! Trafiony!
Dziób parostatku mocno się pochylił, przyciśnięty potężnie do wody. Lina, nawiązana do sznura harpunu, z wężowym szelestem rozwijała się z metalowego bębna i snuła dygocąc przez pokład i łożysko u dzioba w zieloną głębinę.
Tam szybował raniony wieloryb. Wszyscy zbiegli się na przód statku