Strona:Wacław Sieroszewski - Ol-Soni Kisań.djvu/124

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została przepisana.

śmiejąc się. — Opowiedz mi wszystko o twoim stryju...
Kim-ki usłuchał i opowiedział o stanowisku, jakie zajmuje czcigodny Kim-juń-sik, o jego bogactwie, o stosunkach, o swym u niego pobycie po śmierci obojga rodziców, wreszcie o sprzedaży ojcowizny, o liście, o nieporozumieniu i o braku wszelkich wyjaśnień ze strony stryja... Tłumił swe rozżalenie, łagodził barwy, oszczędzając honor rodzinny, mimo to pod koniec opowiadania Ol-soni krzyknęła gniewnie:
— Ależ to łotr skończony!...
Kim-ki uśmiechnął się blado.
— Mój stryj jest bogatym, ma wszędzie znajomości, wpływy u rządu. Sam Kim-ok-kium nie chce z nim zadzierać... Jego sekretarz Kim-bo-re-mi, porządny chłopak, powiedział mi, że kiedy napomykał mu o mojej sprawie, to minister udawał, że nie słyszy... Tem bardziej teraz, kiedy sroży się niezgoda z Miniami, Kim-ok-kium nie zechce zadrzeć ze stryjem, najbogatszym z Kimów w okolicy Ko-uöń...
Tancerka zamyśliła się.
— Wiesz co, przyjdź jutro nie wieczorem, lecz... rano! — rzekła z rozwagą.
Trwożliwa radość błysła w oczach chłopca, dostrzegł, że ją roztkliwił, zajął swą osobą, odszedł wszakże do domu smutniejszy, niż zwykle,