Strona:Wacław Sieroszewski - Na daleki wschód - kartki z podróży.djvu/133

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

gólnie na oddzielnych fanzach — folwarkach, i nieładzie, nieporządku i brudzie miast, jakie spotykamy nawet w zamożnych domach. Wieś jest ogniskiem chińskiego życia, miasto jest tylko do niego dodatkiem. Europejczyk, przyzwyczajony do wręcz odmiennego porządku, często fałszywie sądzi o chińskich zwyczajach.
Okolica staje się znów górzystą. Mijamy Czentu-fu z jego czerwonemi, poszarpanemi skałami. Wiosna w całej pełni. Górą w błękitach lecą klucze ptaków przelotnych. Na czerwonych, dymiących się w słońcu polach widać luźne figury niebiesko odzianych wieśniaków; orzą małymi pługami lub kopią motykami glebę. W kilku miejscach widziałem nawet siewców (26 marca), siejących rzędem ziarno za pomocą dziurawych tykw. Na drogach szeregi wozów i pieszych podróżnych, niosących na nosidłach ciężary i kosze. Jadą lub wracają z miast, których mgliste kontury rysują się w dali za siatką drzew, za szeregami wiosek. Zdradzają je tylko rogate baszty i pagody i smuga jednostajnie ciemnego muru. Poznać też łatwo po tych dachach rogatych świątynie wioskowe. Domy zwykłych wieśniaków mają dachy płaskie. Przed świątyniami stoją szeregi wysokich żerdzi dla chorągwi, wrota świątyń są czerwono malowane z niebieskim i zielonym gzymsem. Pięknie to odbija na