Strona:Wacław Sieroszewski - Małżeństwo, Być albo nie być, Tułacze.djvu/48

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została przepisana.

Po powrocie Zofia położyła się niezwłocznie na posłaniu w głębi szałasu. Nie odezwała się, gdy ją wołał na wieczerzę, więc urażony wsunął się na swoje miejsce ostrożnie i bez zwykłych pieszczot i gawędy próbował usnąć samotnie. Nie udało mu się to jednak, leżał z otwartemi oczami na wznak, zapatrzony w zaglądające do szałasu gwiazdy.
Już późno w nocy ciepłe ramiona owinęły mu nagle szyję i spłakana twarz oparła się na wzdychających piersiach.
— Wiem, że inaczej być nie może... To okropne!... Długo nie będę mogła wziąć do ust kawałeczka... twej zdobyczy!
— To znacznie skróci czas naszego tutaj pobytu!... — zauważył żałośnie.
Nie odpowiedziała, tuląc się doń całem ciałem i płacząc jak przedtem...