Strona:Wacław Sieroszewski - Małżeństwo, Być albo nie być, Tułacze.djvu/201

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została przepisana.

zatrzasnął łóżko, wyszedł i przywarł drzwi, nie rzekłszy ni słowa. Zaremba czuł się dotkniętym, chciał pytać się, protestować, ale już ich nie było, już mruczeli coś opodal za ścianą. W dodatku przypomniał sobie wczorajsze postanowienie...
— Chcą mię odrazu złamać.
Przeszedł się wzburzony kilkakroć po celi, zanim go nie wstrzymał ból w odnowionej ranie.
— Trzeba przedewszystkiem zagoić nogę!
Umył się, z bolesnem drganiem ust, przygładził dłonią resztkę włosów, usiadł, i nabrawszy w kubek wody, spożywał chciwie otrzymany chleb. Z wysiłkiem wstrzymał się, aby nie zjeść wszystkiego. W tym czasie z korytarza dobiegały go charakterystyczne szmery, suwanie szczotek po posadzce i brzęk kajdanów. Domyślił się, że więźniowie sprzątają w celach. Niezadługo otwarły się ponownie drzwi i dozorca rzekł kwaśno:
— Zamiatać!...
Zaremba spojrzał pytająco.
— Tutaj są! — dodał niechętnie, kiwając głową w bok korytarza. Zaremba wyszedł radośnie z celi i w tę krótką chwilkę, kiedy schylał się po przystawione do ściany szczotki i ścierki, obrzucił chciwem okiem cichy, białawy korytarz, szereg ciemnych drzwi zam-