Strona:Wacław Sieroszewski - Małżeństwo, Być albo nie być, Tułacze.djvu/150

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została przepisana.

wtarzała sobie w duchu, lecz jednocześnie serce jej ściskało się żałośnie.
— Gdzież się podzieje?!...
I nawet zapraszała go.
— Przychodźcie, ale... przynieście z sobą trochę... wesołości!...
— Mała rzecz!... Ale skąd ją wezmę... wesołość... ludzie wtórnego, odbitego życia... Wesołość płynie z powietrza, z lasu, z tęgich mięśni, ze zdrowego rozsądku... z bezpośredniego przystosowania się do przyrody, które nazywamy... czystem sumieniem. My zaś ludzie wtórnego rzędu, cień cienia, przystosowywać się musimy do... innych! Jesteśmy, bądź co bądź, albo niewolnikami, albo pasożytami... Wątpię, czyby uśmiechać się umiała pijawka, gdyby nauczyła się myśleć... a niewolnik nie uśmiecha się nigdy dobrowolnie...
— Zawsze mię pan zmąci i zatruje!...

»W tkalniach moich podziemi, w kuźniach głuchych ciemnic
»Dniem i nocą pracuje w gorzkim czoła pocie
»Tłum smutnych najemników i bladych najemnic —
»Na płaszcz mój purpurowy i koronę w złocie!...«

powiedział cicho.
— Pani wie, kto to napisał?
— Może pan?! — spytała nieśmiało.
— Nie. To napisał Leopold Staff, wielki przyjaciel udręczonych, buntowniczych serc!...