Strona:Wacław Sieroszewski - Dary wiatru północnego.djvu/87

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

mu przed oczyma twarzyczka królewny i ugryzł się w język.
— Patrzajcie, ludzie!... Matko, słyszałaś?! Toć to wy jeden na całym świecie zdoleliście taką rzecz zrobić!... — dogadywał wciąż szynkarz, dolewając nieznacznie rumu.
— Pewnie, że niełatwo!... Byle kto nie zrobi!... Ale ja nic nie pytam, idę!... Aż tu ogromne górzysko na pół nieba, szczery lód... — zaczynał się przechwalać Tomek, któremu już w głowie dobrze szumiało. — Mgły straszne, wichura... Nic nie pytam!... Idę, wpadam do lodowego zamku, chwytam wiatr północny za brodę!...
— Rety!... Moiściewy!... — zaszeptała przerażona szynkarka.
— Rzecz prosta!... Co na niego spoglądać!... Za halc go!... — basował szynkarz.
— Chwytam go za brodę, wołam: oddaj mąkę!... Zląkł się... Nie mam! — powiada — rozwiała się!... Rozwiała się czy nie, to mi wszystko jedno! — wołam — moja była!...
— To się rozumie!... W nos go!... W oko!... Za brodę, zbója! — podpowiadał przebiegle Grzela.
— Bierz, mówi, co chcesz, bierz młynek, co