Strona:Wacław Sieroszewski - Dary wiatru północnego.djvu/25

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

świata wiał i dalej wiać będzie... Nic mu nie zrobicie!
— Zrobię, czy nie zrobię, ale niech choć wiem, zaco mię taka krzywda spotkała?... Niech choć się dowiem?...
— Żeby was tylko co gorszego po drodze nie spotkało?
— Co ma mnie spotkać? Nic nie mam, prócz tego kija... A na niego i na moje połatane bucięta i wytartą sukmanę to się chyba nikt nie połaszczy...
— Różnie bywa w górach... Bo stąd to niedługo góry pójdą!... — odpowiedział wymijająco szynkarz.
Tomek podziękował za dobre słowo, wziął węzełek z bochenkiem chleba, który mu żydzi kupili, i poszedł.
Droga, którą mu Grzela wskazał, szła borem głuchym, ciemnym, szumiącym; stawała się coraz węższą, coraz mniej torną. Niedługo znikły ślady kół, zostały jedynie przyprasy od płozów sanic, na których w zimie tędy drzewo wożono. A wkrótce i to znikło. Droga zamieniła się w ścieżkę, wijącą się wśród olbrzymich drzew, których korony ginęły gdzieś w zielonym zmroku. Szumiała tam wgórze, tak jak