Strona:Wacław Sieroszewski - Dary wiatru północnego.djvu/21

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

— Nie mam interesu, ino krzywdy mojej dochodzę!... — bronił się.
— Ny, a co pan zrobi, panie chłopiec, jeżeli tam wkońcu tego wiatru nie będzie nic... tylko taka sobie wielka, pusta dziura, z której dmucha i dmucha? — spytał ciekawie basetlista.
— A to ją zatkam!... — mruknął gniewnie Tomek.
Żydki znowu między sobą poszwargotały po żydowsku.
— To już ja pana poproszę, panie chłopiec... — zaczął po chwili skrzypek — żeby pan całkiem tej dziury nie zatykał... Niech pan z łaski swojej małą dziurkę zostawi... Ja mam konia i czasem sobie jeżdżę, szmaty kupuję, to mu dobrze jest, jak trochę dmucha, muchy i komary ogania!
— Niech pan uważa, panie chłopiec, że jak zupełnie nie będzie żaden przewiew na świecie, to zrobi się wielki zaduch!... — wtrącił basetlista — a od tego może być jaka choroba!
— No i wiatraki przestaną mleć!... — dodał skrzypek.
Nie wiedział Tomek, co im odpowiedzieć, ale ustąpić nie chciał, więc milczał. Było mu jednak z nimi coraz gorzej, słabło w nim postano-