Strona:Wacław Sieroszewski - Dary wiatru północnego.djvu/200

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

progu białe widmo kobiece z rozpuszonemi złotemi włosami.
— Czego chcecie?
— Przyszliśmy cię uwolnić, królewno!... — szepnął Tomek.
— Nie pójdę!... Powiedziałam, że nie pójdę!... Możecie mnie zabić!... Doprawdy, lepiej zabijcie mnie odrazu! — prosiła żałośnie.
— To ja, Tomek!... Nie poznajesz mnie, królewno?!... Świećcie, chłopcy, świećcie!...
Spojrzała nań szeroko rozwartemi oczami i zaczęła drżeć jak liść osinowy. Duże perły łez potoczyły się po jej bladych jak marmur policzkach. Tomek ujął ją ostrożnie za rękę i poprowadził za sobą.
Zabrali skarby zbójnickie i ujęli wszystkich zbójników, gdyż ci, przywaleni głazem, strzeżeni zewnątrz przez Franka Młynarczyka, zmorzeni głodem, poddali się niezadługo.
Uspokoiło się w kraju; przestały gorzeć po nocach łuny, przestali obawiać się ludzie.
Tomek ożenił się z królewną.
Za skarby zbójnickie pobudowali oni gęsto po całym kraju śliczne pałace-szkoły, ochronki, muzea, jasne, czyste jak świątynie fabryki, a wokoło wszędzie mnóstwo domków w cud-