Strona:Wacław Sieroszewski - Dary wiatru północnego.djvu/186

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

mi poważnie. Dziwno jakoś poglądali na Tomka, który nigdy w ich kompanji nje bywał, a teraz miał na sobie nadomiar zbójnicką odzież.
Kiedy przyszedł Franek i wyłuszczył im, o co chodzi, długo milczeli, zaskoczeni propozycją i nawet trochę przestraszeni. Dopiero gdy Tomek powynosił z krzaków worki, pistolety, ciupagi, ładownice, rozruszali się, jak to przewidział Franek, zaczęli rzeczy oglądać, rozpytywać się, przymierzać i gadać.
— Zapewne, że zbójniki szelmy są i należy ich ukrócić!...
— I to prawda, że w pojedynkę to nas wszystkich zmogą...
— A bogać!... Zabili przecie Wiktora, choć silny był chłop!...
— A powiedzcie, poco ten u was rożek mosiężny? — spytał jeden Tomka.
— A poto, żeby sygnały grać, kiedy się schodzić, kiedy rozchodzić, kiedy w jaką stronę zawracać... My musimy nauczyć się wszystko robić, jak zbójnicy, inaczej ich nie pobijemy... Jak pójdziemy, to wam w drodze pokażę... Jeszcze się porządnie wyuczyć zdążymy... Trzy dni drogi!...