Strona:Wacław Sieroszewski - Dary wiatru północnego.djvu/179

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

utrudnić sobie uwolnienia więzionej. Kto to wie, co ona w tej kartce pisze?... Jak spostrzegą, że ona z nim porozumiewa się, to ją mogą zaraz zabić! Jak lis więc chyłkiem przemknął się za wodę, na drugą stronę i wśliznął w szparę pod głazem. Stamtąd widział dobrze, jak zbójnicy przetrząsali las, jak łazili wszędzie, szukając pilnie. Nie znalazłszy nikogo, wrócili, klnąc brzydko królewnę i tego wartownika, co ich niepotrzebnie zaniepokoił.
— Kos pewnie gwizdnął!... Albo sokół zakwilił!... A on zaraz gwałt!... Wyspać się nie daje!... Całą noc szliśmy!...
— Nic na to nie poradzi! Trzeba cierpliwości! Niedawno on w boru... Nieuczony!... Młody!...
— Wciąż się tego Tomka boją... A on co?... Miętus!... Gdyby mógł, toby dawno już przyszedł!...
Gdy głosy i kroki ich ucichły, Tomek wypełznął z ukrycia i poszedł lasem pośpiesznie zpowrotem. W bezpiecznem miejscu wyjął z zanadrza szmatkę, wygładził ją, i z trudem odczytał niewyraźnie wyrazy nakreślone czarną sadzą.
„Już dorosłam. W tych dniach nowy herszt,