Strona:Wacław Sieroszewski - Dary wiatru północnego.djvu/170

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

tach sumienia, że porzucił królewnę, że może ona już umarła, gdyż teraz, choć dotarł do strasznego, zasypanego śniegiem wąwozu, choć gwizdał i wołał na nią, nie mógł jej do okienka wywabić.
Tego wszystkiego, ani matce, ani nikomu powiedzieć nie mógł, musiał się więc sam męczyć ze swojemi myślami.
Ta jego zwiększona smętność i milczenie znowu zwróciły uwagę i znowu zaczęły dziwne gadki między ludźmi chodzić. Wprost nie mówili nic, lecz wzdychali i kiwali znacząco głowami:
— Kto tam wie, gdzie on był?... Kto tam wie?... Może w Ameryce, a może i gdzie bliżej!...
Pod koniec zimy popłoch padł na równiny, gdyż zbójnickie napady niesłychanie się wzmogły i rozlewały coraz szerzej po całym kraju. Do Tomkowej okolicy jeszcze nie doszły, ale wyprzedzały je okropne wieści o okrucieństwie i chciwości rabusiów.
Pewnego wieczora zebrali się sąsiedzi u Tomka i zaczęli go wypytywać, czy on czasem nie wyczytał w księgach, jakiej przeciw zbójnikom użyć rady? Czy nie wie, do kogo na