Strona:Wacław Sieroszewski - Dary wiatru północnego.djvu/167

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

pliwie na sposobność, żeby ludzi do siebie przekonać, żeby ich sobie zyskać przez dobroć, przez okazaną pomoc, a wtedy z nimi razem królewnę wyzwolić.
Wyprowadził chatę pod dach. Roboty było mniej, a wieczory dłuższe. Odeszli cieśle. Długo zmagał się w sobie Tomek: dać czy nie dać do przeczytania piśmiennemu majstrowi owe listy od królewny, drobnemi kreślone literkami. Chciało mu się strasznie dowiedzieć coprędzej, co tam w nich jest, a z drugiej strony bał się i wstydził. A co, jeżeli ona tam pisze o sposobie, jak ją od zbójników uwolnić? Gdy to się między ludźmi rozejdzie, a dostanie do jej stróżów, to nic z tego nie będzie! Chyba lepiej pocierpieć jeszcze trochę!
Nadeszły zimowe szarugi i długie noce. Huczał wiatr północny, siekąc strugami dżdżu po strzesze słomianej, po krzywych ścianach starej chałupy. Tomek przy lampie ślęczał nad książkami. I coraz jaśniej otwierał się przed nim świat szeroki, bardziej cudowny od najwymyślniejszej bajki, gdzie ludzie robili wymarzone rzeczy, gadali do siebie przez morza i góry, latali po powietrzu jak ptaki, piorunom kazali ciągnąć pociągi i obracać maszyny, wiatrowi