Strona:Wacław Sieroszewski - Dary wiatru północnego.djvu/148

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

Ale im bardziej się wykręcał, tem zacieklej wypytywał się karczmarz. Kose oczy rozgorzały mu jak latarnie.
— Oho! Zmądrzeliście przez ten czas, strasznie zmądrzeliście. A więc wypijcie kieliszeczek, bo od przybytku głowa nie boli!... — zapraszał serdecznie Tomka.
Kiedy zaś ten wymówił się od wódki, Grzela rozgniewał się nie na żarty.
— Nie, to nie!... Ale pamiętajcie, że wzgardziliście mną. Jeszcze przyjdzie koza do woza. Przekonacie się, że nie mieliście szczerszego odemnie przyjaciela... Młodzik jesteście, a no zadzieracie... Bóg was za to ukarze, za nieufność! Nie chcecie powiedzieć, co w tem puzdrze, to nie! Ale zobaczycie, że stanie się wam i teraz to samo, co z tamtemi rzeczami!... — wygrażał mu się chmurnie.
Szynkarka z za szynkwasu też dogadywała:
— Moiściewy, taki smarkul, a też się dmie!... W domu u matuli siedzieć, a nie włóczyć się po drogach!
Tomek zęby z gniewu zaciskał, ale milczał, chciał się dokumentnie dowiedzieć, czy jego podejrzenia miały słuszność.