Strona:Wacław Sieroszewski - Dary wiatru północnego.djvu/143

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

— Dość już!... Pójdę sobie!... Nic od ciebie nie chcę, przeklęty wietrze północny!...
Ale wcześniej nim to powiedział, już wiatr północny syknął:

Muchy i osy,
Schowajcie kosy!

Obłok owadów opadł natychmiast i Tomek ze zdziwieniem spostrzegł, że szybko wsiąka do puzdra niby woda do gąbki. Jednocześnie ogromne, lodowate palce schwyciły Tomka za kark, postawiły na wielkiej, jak zamarzłe jezioro, roztwartej dłoni i usta ogromne, jak wierzeje, dmuchnęły nań z tyłu. Pęd powietrza porwał Tomka jak piórko i poniósł, rzucając w kłębach rozszalałej w wąwozie zawiei jak w falach burzliwego potoku. Za nim, dudniąc i turkocąc po zaspach i złomach, toczyło się zaczarowane puzdro.
Opamiętał się Tomek dopiero na środku kamienistej doliny. Przysiadł, śnieg z siebie otrzepał, potarganą cuhę poprawił. Spojrzał z ukosa na leżące opodal straszne puzdro i zamyślił się. Znowu przypomniał sobie wszystkie szczegóły swych wędrówek, opowiedzianych przed chwilą, wiatrowi północnemu, zestawił z tem, co mu