Strona:Wacław Sieroszewski - Ciupasem na Syberję.djvu/42

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

— „Boże, z takimi przeznaczono nam żyć!... — szeptali niektórzy pobladłemi ustami. Lecz wrażenie zostało rychło zagłuszone „pryncypjalnym“ sporem o wpływie kultur wyższych na niższe i czy wogóle kultura jest coś warta?... Wszyscy wzięli żywy udział w dyskusji.
Przystąpiłem do Landego, który wciąż stał nieruchomy z twarzą przylepioną do więziennej kraty i szepnąłem mu po polsku:
— Uciekamy, jak się tylko da!... Kiwnął, swoją lwią głową, ale nic nie odrzekł. Od tej chwili zauważyłem, że tajona myśl o ucieczce zaczęła kiełkować i rosnąć nietylko wśród nas katorżan, ale w całej gromadzie i stała się powodem do jeszcze większego rozdźwięku i rozdziału z „franzolistami“.
Bezludne, posępne wybrzeża ogromnej Obi, gdzie nawet lasy były jakieś karłowate i chore, gdzie takie liche mieściny, jak Surgut, Narym, wydawały się rojnemi „stolicami“, monotonność chmurnej wody, ołowianego nieba i ziemi ledwie znaczącej się na horyzoncie czarną linijką, usposabiały wszystkich do melancholji, tak że w pijatykach, sprawowanych z powodu rozmaitych rewolucyjnych uroczystości oraz „dni angieła“ (imienin) coraz to innego wygnańca, zaczęli brać udział nawet ci, co dotychczas nigdy nie pili. Każda taka libacja, owiana cudownym śpiewem, musiała mieć jednak odpowiednik w kajucie konwo-