Strona:Wacław Sieroszewski - Ciupasem na Syberję.djvu/40

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

lem, skazanych na wieloletnie odcięcie od życia szukało dostępnych im jeszcze „chwil zapomnienia“. Dopóki byli żandarmi, nie dopuszczali stanowczo do kontrabandy wódki w nasze środowisko, lękając się zupełnie słusznie „nieporządków“ — dostawaliśmy ją wtedy w małych ilościach i bardzo rzadko. Teraz, gdy na czele naszego konwoju stanął oficer, który sam był „niedurak wypit’“, nasi przedstawiciele — starostowie, właśnie z tych starszych katorżan, rychło porozumieli się z nim na punkcie wspólnych upodobań i wódki mogliśmy mieć, ile się żywnie podobało. Zrobiono jej, za jego poradą, znaczny zapas, gdyż w miarę wzrastającego bezludzia i cena trunku rosła niepomiernie. Wkrótce butelka doszła do 3-ch rubli. Pamiętam scenę przy zlewie Obi z Irtyszem, która na lustrzanem tle bezbrzeżnego wodnego roztocza, pod bladem podbiegunowem niebem, w promieniach zimnego, nisko świecącego słońca, niezmierne na mnie wywarła wrażenie. Właśnie ciągnący naszą barkę parowiec walczył z chełbią wodną i wirami, wytworzonemi wżarciem się zielonawego, bystrego i potężnego prądu Irtysza we wspaniałe, srebrne ciało wielkiej, jak ruchome morze, Obi, gdy dostrzegliśmy w oddali ciemny punkcik, śpieszący ku nam z zamglonego północnego widnokręgu, gdzie nie było nic widać prócz wody i nieba. Punkcik mały z początku, jak ciało komara, rósł szybko, wreszcie zamienił