Strona:Wacław Sieroszewski - Brzask.djvu/52

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została przepisana.

wów, pędów, latorośli... Górzysty las śmiało czepia się stromości, urwisk, spełza w przepaście po szczelinach skał. Ma nieskończoną rozmaitość spadków i ugrupowań, rozmaite podłoża, podlesia i nieskończenie rozmaitą roślinność. Bujny, pachnący, soczysty, lubi dawać strzeliste odnoża, formować smagłe drzewa o wężowych gałęziach i małych głowicach, niknących w niebotycznem, wspólnem sklepieniu. Gatunki dają się poznawać tu tylko po korze, po spadłych liściach i owocach; u osobników widać dobrze tylko odziemia i korzenie. Zwałów mało, gdyż przeważa las liściasty, którego tęgie, giętkie łapy niełatwo wyrwać z ziemi; upadłe drzewa szybko butwieją, zostają pożarte przez robactwo, pasorzytne rośliny, starte na próchno, wessane przez ziemię. Tu nie martwo, nie cicho, choć zaciszno, nawet w najpotężniejszą burzę; gdy górą przewala się z strasznym łoskotem orkan, w dole można zapalić zapałkę bez obawy, że ją wiatr zgasi. Ale dźwięczeć i szemrać puszcza tutejsza nie przestaje na chwilę, nawet w nocy. Nic nie widać, lecz czuć, że życie tętni, drga, przelata w brunatno-zielonym cieniu drzew, przekrada się przez krzewy bukszpanów, przedziera przez gaje jaśminów, przez gąszcze żółtych azalii lub rododendronów o różowych kwiatach, że ono ślizga się pod parasolami olbrzymich paproci i łopuchów, trąca sennie wiszące lijany. Wciąż