Strona:Wacław Sieroszewski - Beniowski II.djvu/99

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została przepisana.
—   91   —

wać ją codzień bez przeszkody, a wyświadczając jej ojcu, matce i jej samej tysiące drobnych usług, wzmocnić poczynający się między nami afekt węzłami tkliwej przyjaźni. Ty zaś i tak będziesz tu nieobecny, gdyż, jako naczelnik kolonji, zmuszony będziesz żyć tam, na miejscu... Będzie więc twa posada wakowała...
— Jakto? Więc chciałbyś zostać tu w mieście, podczas gdy my wszyscy będziemy tam?...
— Cóż w tem dziwnego? Mówię na wypadek, gdy nie uzyskamy okrętu i będziemy musieli ucieczkę odłożyć do przyszłego roku, abyśmy statek, jak projektowałeś, mogli sami wybudować albo innej czekać sposobności...
Beniowski znowu się zatrzymał i rzucił na rozedrganą twarz Stiepanowa bystre spojrzenie.
— Aha, tak więc myślisz!... Dobrze, zastanowię się nad twą prośbą, ale tymczasem stanowczo miejsce przy gubernatorze dla siebie zatrzymać muszę, gdyż dostarcza mi ono wiadomości i sposobów do przeprowadzenia naszych planów...
— Mógłbym również ich dostarczać... — Nie wątpię. Sprawa jednak mego ustąpienia z tego stanowiska jest zbyt ważna, abym ją mógł osobiście załatwić, nie zasięgnąwszy rady poważniejszych towarzyszy.
— Ach, tak! W takim razie... niech lepiej wszystko pozostanie jak jest... Gotów jestem czekać, kiedy sam... osądzisz albo wyjedziesz... stąd zupełnie!... Czy ja wiem!?... Proszę w każ-