Strona:Wacław Sieroszewski - Beniowski II.djvu/90

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została przepisana.
—   82   —

i jawnie zmyślonych krzywd. Dwaj jego towarzysze przytakiwali mu, wzdychali, chrząkali, szczególniej, gdy po skończeniu swych przygód rozpoczął o nich opowieść:
— Wziąć też choćby Wołodimirowa... Ten od urodzenia był chłopem, rabem bez praw... Zabrano mu córkę i popędzono do odległych majątków pana na brzeg Czarnego morza... a syna znowu na Ural do zakładów żelaznych. Zniszczyli chłopu nie wiedzieć poco gniazdo docna. Byli przecie inni samotni, bezdzietni. Wybrali jego... Co miał robić?... Uciekł... Złapany, zesłany, znowu uciekał, aż znalazł się tutaj... Czy nie tak?...
— Juściż tak! Sprawiedliwie, uciekałem... Co miałem robić, kiedy z pracy miałem tyle co nic?... Zjesz i wypijesz i tyle twego, a co nadto, zabierają rabuśniki. Niech ich morowa zaraza! Niech ich ziemia święta połknie... — potwierdził krępy, kudłaty Wołodimirow.
— Albo Puszkarew, żołnierz od zorzy swej młodości!... Oddany nie w kolej pod czerwoną czapkę... Musiał pójść bo był biedny... za syna bogacza, co się pańskiemu ekonomowi opłacił. A co miał w wojsku, wiadomo: jadła mało, zato kijów sotnię całą!... Niema sprawiedliwości w ziemi ruskiej i poprawić jej nie sposób, gdyż rabusie, ciemiężyciele w niej rządzą, złodziej na złodzieju jedzie i złodziejem pogania... Nie, niema na nich żadnej rady, gdyż zewsząd do cara daleko a do Boga wysoko... Obszerna ziemia