Strona:Wacław Sieroszewski - Beniowski II.djvu/45

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została przepisana.
—   37   —

jęciem, jakie zgotował im porucznik Norin w Niżnie-Kamczacku.
Na spotkanie wyszła procesja z kościelnemi chorągwiami przy odgłosie dzwonów a wódki wypito w ciągu trzech dni pobytu tam tyle, że długo o tem chodziły po kraju niewiarogodne legendy. I długo kobiety z westchnieniem opowiadały o czterdziestu przybyłych z naczelnikiem mołojcach...
— Jednem słowem... czterdziestu braci zbójów z bajki! — kończyły zwykle z zachwytem.
Norin był szczerze rad Beniowskiemu, cieszył się z jego wywyższenia i na każdym kroku mu swoją przyjaźń i szacunek okazywał.
Nocną porą w ustronnej chatce odbyło się połączone zebranie przybyłych i miejscowych spiskowców; były skargi na przywódcę sekcji Lewantiewa, że uciska sprzysiężonych, że część kasy wspólnej roztrwonił na własne potrzeby. Beniowski zbadał sprawę i ku zadowoleniu wszystkich winowajcę złożył z urzędu. Kazał się ponadto związkowym sposobić usilnie do drogi, gdyż miał zamiar ściągnąć wszystkich z końcem wiosny do Bolszeriecka, skoro tylko kra morska od brzegów odejdzie.
Drogę powrotną wybrał gubernator inną, łatwiejszą, brzegiem morza na Awaczyńsk.
Wtedy to, niedaleko od Bolszeriecka, zdarzył się wypadek, który o mało wszystkich nie zgubił.
Rano o świcie wyszedł Beniowski z jurty, gdzie spał z naczelnikiem, aby zobaczyć się