Strona:Wacław Sieroszewski - Beniowski II.djvu/276

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została przepisana.
—   268   —

trzykroć czołem, inni więźniowie powtórzyli przysięgę i uczynili to samo.
— Pamiętajcie, że za najmniejsze nieposłuszeństwo kula w łeb bez długiego zachodu... Teraz tu rządzą prawa wojenne!... — surowo zapowiedział im Beniowski.
Odprowadzono ich do koszar, ubrano w mundury, wzięte ze skarbowych składów, i dano im broń.
Inna część załogi pod dowództwem Panowa i Łoginowa wyszła do miasta i rychło spędziła gromadę lamentujących kobiet i dzieci do cerkwi na placu przed forteczką.
Woddali widać było wśród zgromadzonych na stoku wzgórza kozaków i żołnierzy wielkie zaniepokojenie, ruch i formowanie szyków.
Beniowski przez lunetę pilnie śledził za nimi, stojąc na bastjonie; przed nim u armat, skierowanych na plac i drogę, stali z zapalonemi lontami artylerzyści Winblatha.
Obok z jednej strony skupiła się garstka oficerów, z drugiej strony stała w pogotowiu reszta załogi pod bronią, składająca się przeważnie z niedawnych „nowobrańców“, z ludzi piętnowanych, z osobników o twarzach dzikich, okrutnych, odrażających. Wszyscy z zapartym oddechem śledzili za gromadzeniem dookoła cerkwi palnych materjałów, sągów drzewa, desek, wiórów i chróstu.
Wysłany przez Beniowskiego niewolnik kamczadalski z listem już dosięgał obozu nieprzyja-