Strona:Wacław Sieroszewski - Beniowski II.djvu/256

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została przepisana.
—   248   —

— Musisz, kobieto, odejść!... Tu nikt pozostać nie może, kto w boju udziału nie weźmie. Z tego tylko zamęt!... Potem, kiedy zdobędziemy okręt, zobaczymy, być może zabierzemy was!...
— A teraz co?... co?... Nie pójdę!... Ratunku!... Boże mój, Boże!...
W szeregach skupionych pod ścianami spiskowców rozległ się pomruk.
— Pójdziesz, pójdziesz!... Sama pójdziesz i przyjaciółki swoje zabierzesz, kobieto!... Zrozum, że zgubicie i nas i siebie!..
— Za nic, za nic!... Tam ciemnio, tam straszno...
Beniowski pomyślał chwilkę.
— Sybajew, zaprowadź je do mego gabinetu i zamknij!...
— Tam wszystek nasz proch i ognia zapalać nie można.
— Niech siedzą w ciemnościach!... Zrewidować i postawić wartę!... Pamiętajcie nic tam nie ruszać. Nieposłuszną zaraz wyrzucić każę za palisadę!
Zaledwie uporano się z żonami, gdy wprowadzono Stiepanowa; stanął blady i cokolwiek wylękły między dwoma uzbrojonymi strażnikami.
— Puśćcie go!... Jesteś wolny!... Więziliśmy cię dla własnego bezpieczeństwa, obecnie to zbyteczne!... Możesz odejść i zostać tutaj w miasteczku jakeś chciał... Nic ci nie zrobią, bo wiedzą o twej zdradzie!