Strona:Wacław Sieroszewski - Beniowski II.djvu/252

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została przepisana.
—   244   —

rach!... A i obecnością swoją rozproszyłbyś wszelkie podejrzenia, wylęgłe z głupich bajek Izmaiłowa! Co, namyśl się!... Może pójdziesz?...
— Żałuję bardzo, ale nie mogę! Ledwie się ruszam!... Mam ulanie żółci, a ten wasz sierżant swem zachowaniem mój stan pogorszył!
— To też my cię poprowadzimy ostrożnie!... Mam ludzi, którzy ci iść pomogą. A nawet w potrzebie poniosą cię w lektyce.
— Dzięki ci serdeczne, Nikandrze Gawryłowiczu, ale wcale iść nie mam zamiaru!...
Zmienił się setnik na twarzy i krzyknął gburowato:
— Nie pójdziesz!... Gwałtem cię zawlec tam rozkażę!...
Roześmiał się Beniowski.
— Za krótkie ręce, mości komendancie!
— Bierzcie go, wiążcie!... — ryczał coraz głośniej rozłoszczony setnik.
Wpadli kozacy, lecz na gwizdnięcie wyskoczyli z ukrycia związkowcy, schwycili wszystkich i nałożyli im pęta.
Widząc się pokonanym, spokorniał Czernych i poprosił Beniowskiego, aby pozwolił mu napisać list do naczelnika.
— Owszem, pod warunkiem, że ja go przeczytam, gdyż uważam cię za mego wojennego jeńca...
— Aż tak!...
— Aż tak!...
Do krótkiego zawiadomienia komendanta, że