Strona:Wacław Sieroszewski - Beniowski II.djvu/217

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została przepisana.
—   209   —

aby ci zdala towarzyszył na świadka na wszelki wypadek, i pójdziesz do tego tam Boskarewa i Ziablikowa...
— Pójdę!... A jakże!... Zacne chłopy i moi przyjaciele!... Nienawidzą Beniowskiego ciemięzcy... Wszystko zrobią, co każę!...
— Więc słuchaj, co ja ci powiem... — zaczął Nowosiłow.
Ale przedtem zajrzał do korytarza i, spostrzegłszy stojącą tam z naczyniami w ręku Agafję, krzyknął na nią surowo:
— Znowu się szwendasz?... Zaraz wynoś się do kuchni i nie śmiej więcej nosa pokazywać!...
Dla pewności zamknął ją nawet tam na klucz.
O świcie zdążyła mimo to Agafja przywołać do okna wiernego sobie Kamczadalczyka i posłała go... z bułką chleba do Beniowskiego.
— Powiedz, że to od sekretarza, że dowiedział się nasz pan, iż nie ma pan Beniowski chleba na śniadanie i przysyła mu. On cię suto zato wynagrodzi, ale pamiętaj, milcz na Boga, słowa nie piśnij o tem nikomu, bo to wielki wstyd dla takiego pana jak Beniowski, zięcia samego naczelnika, że mu chleba zabrakło!... Mogliby cię za gadulstwo surowo ukarać!... A jak cicho wszystko minie, dostaniesz srebrnego rubla... Nawet Sergjuszowi Mikołajewieżowi nie godzi się więcej o tem wspominać. Zabronił... Rozumiesz?... Co?... Leć więc!...
Kamczadal kiwnął głową z przebiegłym uśmie-