Strona:Wacław Sieroszewski - Beniowski II.djvu/212

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została przepisana.
—   204   —

Już on się złapał we własne sidła, kochanek twój... Widzieli go, jak z bronią w ręku, razem z tymi zbrodniarzami, bronił dostępu do domu Chruszczowa, nie chciał wydać nam donosiciela Stiepanowa... To się skończy, och, skończy niedługo!... Już on, ten twój miłośnik, trup! Więc lepiej powiedz, duszo moja, wszystko powiedz, co wiesz, siebie ratuj. Bo jeżeli jutro okażą się ślady nóg pod oknem, to od ciebie śledztwo zacznę... Choć mi szkoda twojej urody, choć mi szkoda... dam cię katu... Na Boga, dam cię katu!... Więc gadaj...
Obchodził ją dookoła i śmigał w powietrzu bykowcem.
— Nic nie wiem, panie i dobroczyńco mój! Nic nie wiem, nikogo nie znam i nie widziałam... Na nikogo oczu nie śmiem podnieść, wierna niewolnica twoja... Tego Kuzniecowa nie znam i nie słyszałam o nim...
— Jakto nie słyszałaś... Sam mówiłem ci o nim przeszłym razem, kiedy mi doniesiono, że był u ciebie w czasie mojej z naczelnikiem wycieczki... do tych tam nowo budowanych domów! Nie pamiętasz?... Hę!? To ja ci zaraz przypomnę!...
Zaszedł z przodu i ciął na odlew po drżących piersiach kobiety. Okropny krzyk rozdarł ciszę pustego domu.
— A co? Nie pamiętasz?... To może teraz przypomnisz sobie, coś dzisiaj robiła?... Gadaj: