Strona:Wacław Sieroszewski - Beniowski II.djvu/206

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została przepisana.
—   198   —

w drodze, gdyż nie zaniedbywałem nigdy okazji do swego uwolnienia, do ucieczki... Takich grzechów zarówno ja jak i moi towarzysze zostawiliśmy poza sobą mnóstwo!... Wykrycie jednego z nich zgubiłoby nas... Czyż mamy czekać, wiesz dobrze na co?
— Ależ nie!... Uciekajcie!... Obiecuję wam ze swej strony pomoc najgorliwszą... Uciekajcie!... Myślę nawet, że musicie uczynić to bardzo niedługo, gdyż wydaje mi się, że ojciec zaczyna się czegoś domyślać... Łażą tam rozmaici i suszą mu głowę... Masz rację, że wśród nas wszyscy prawie są jak urzędnicy i że nie macie w miasteczku przyjaciół... Na wasze wolności, na osłabienie waszego ucisku krzywem mieszkańcy tutejsi naogół patrzą okiem...
Wstała i gorączkowo zaczęła mu opowiadać rozmaite szczegóły, które udało się jej podchwycić, a które nabawiały ją nieokreślonej trwogi, dopóki nie wiedziała, że istotnie plan ucieczki pokryty jest planem kolonji. Wierzyła w tę kolonję i z oburzeniem odpierała wszelkie zarzuty i wątpliwości; obecnie ocenia ich grozę...
Beniowski, skupiony i pozornie spokojny, słuchał ją uważnie i rozpytywał pilnie o szczegóły.
Przegadali do zmierzchu i wkońcu umówili się co do sposobu porozumienia i planu postępowania.
— A głównie strzeż się ty... Bądź ostrożny, nie przychodź lekkomyślnie na moje nawet we-