Strona:Wacław Sieroszewski - Beniowski II.djvu/160

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została przepisana.
—   152   —

— Cóżeście, nieszczęśnicy uczynili?... Czyż nie było sposobu?
— Ach, ty nie wiesz, co się stało!... — zaczął Chruszczow, odprowadzając Beniowskiego na stronę. — O małośmy wszyscy nie zginęli!... Ten szaleniec, Stiepanow, skoro tylko usłyszał przemowę Niłowowej o tym nieszczęsnym domu i twojem niedalekiem weselu, zaraz wybiegł. Śledziłem go i pośpieszyłem za nim, aby przeszkodzić jakiemu wybrykowi. Już siedział na saniach i krzyczał na psiarczyka, żeby go wiózł. Nadaremno wołałem nań, żeby się zatrzymał. Nie słuchał... Wtedy wsiadłem sam do sanek i popędziłem za nim. Miał lepsze psy, nie mogłem go dogonić. Na wjeździe do wsi spotkałem Kuzniecowa i Gurcynina, więc powiedziałem im, co zaszło, i pośpieszyliśmy razem do domu Panowa, z którym, jak wiesz, Stiepanow zamieszkał. Zastaliśmy go nad jakiemś pismem. Skoro nas zobaczył, wpadł wprost w szał. Zaczął lżyć nas, ciebie, świat cały. Krzyczał, że sprzedałeś nas, że za naszą tajemnicę, zdradzoną rządowi, kupiłeś sobie wolność, dostatek i że gotujesz się do ostatecznej zdrady za cenę wdzięków tej dziewczyny... Że on sam woli cię uprzedzić, woli nas wszystkich i siebie wydać i zaprzedać, niż tak cierpieć... Wrzaski i groźby swoje do tego posunął stopnia, iż gdyby je ktokolwiek obcy usłyszał, bylibyśmy wszyscy zgubieni... Staraliśmy się go ułagodzić, przekonać, lecz gdy się porwał biec do kancelarji, żeby wszystkie nasze sekreta