Strona:Wacław Sieroszewski - Beniowski II.djvu/148

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została przepisana.
—   140   —

kaźna liczba cieśli i stolarzy, stukających siekierami, zgrzytających piłami, szurgających heblami i strugami po pachnących, smolnych kłodach. Przypomniał sobie opowieść Stiepanowa i domyślił się, co to jest; nie miał jednak czasu spytać się swej towarzyszki, gdyż rychło ich sanie wpadły za innemi saniami na podjazd przed budujący się dom. Już naczelnik Niłow, sekretarz, pani Niłowowa, podtrzymywana przez Sybajewa, pani komendantowa, opierając się na ręku Chruszczowa, a za nimi inni wychodzili z sani i kierowali się ku schodkom ganeczku, gdzie z gołą głową stał pochylony pokornie ciesielski „narjadczyk“ Parenicyn, niegdyś okrętowy cieśla kupca Chołodiłowa. Za nim ustawili się w dwa szeregi wolni i niewolni robotnicy, Rosjanie i Kamczadale. Niektórzy tylko postukiwali jeszcze gdzieś w głębi domu młotami.
— Prosimy, prosimy dalej miłych gości!... — zapraszała wesoło Niłowowa zaciekawionych i rozbawionych uczestników szlichtady.
Weszli tłumnie do napół wykończonego już środkowego pokoju, gdzie wśród stosów zgarniętych na bok strużyn i wiórów stały stoły zastawione szkłem, porcelaną, cynowemi talerzami, sztućcami i innemi biesiadnemi przyborami. Na wielkim kaflowym kominie cudzoziemskiego wzoru palił się suty ogień; zaciągnięte w oknach, zamiast szkieł, żółte kitajkowe zasłony, rzucały wesołe, słoneczne światło na złotawe, świeżo wystrugane, modrzewiowe ściany, na takąż po-