Strona:Wacław Sieroszewski - Beniowski II.djvu/141

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została przepisana.
—   133   —

— Zapewne, zapewne!... Nie wątpię, że przedstawienie nasze zatwierdzą, jeżeli nie teraz, to po pierwszych żniwach, po pierwszej zbiórce kamczackiego zboża. A cóż ci się tam tak nie udało na Łopatce?...
— Owszem,, wszystko mi się udało i plany mam ze sobą. Myślę o tem, jakby tam co rychlej się przenieść!... Czasu mało, a roboty dużo... Droga zła, a morzem niebezpieczna... Właśnie umyślnie zpowrotem popłynąłem bajdarą wzdłuż brzegów. Skały, fale i prąd silny!... Myślałem, że nas rzuci na rafy i że jak drugi Sinbad-marynarz będę się musiał ratować wpław na nieznaną ziemię. A srogie było zimno i kra pływała dokoła.
— Boże uchowaj zginąłbyś!... — zawołała pani Niłowowa, a Nastazja, już nie kryjąc się, spojrzała w twarz narzeczonemu pociemniałemi z przerażenia oczami.
— No, nic się nie stało!... Widzicie, że żyje przecież?... Wy, baby, bo wiecznie trzymałybyście wszystkich pod pierzyną!... — wstawił naczelnik.
Grześ aż parsknął z uciechy i uszczypnął obie młodsze siostry naraz gdzieś... pod stołem. Wszczął się płacz i narzekanie, w czasie których Niłow uprowadził Beniowskiego do świetlicy. Tam rozwinął Beniowski rulon ze skreślonemi przez siebie planami i zaczął objaśniać malowniczo ich szczegóły, oraz opisywać miejscowość. Wszystko to do tego stopnia zajęło i zachwyciło