Przejdź do zawartości

Strona:Wacław Sieroszewski - Beniowski II.djvu/14

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została przepisana.
—   6   —

nim?... Boże mój, Boże!... Z cichym jękiem przewrócił się na bok i zakrył twarz dłonią. Dlaczego nie przyszli towarzysze, jak przysięgali?... Wszak przeczytał wyraźną obietnicę w oczach Chruszczowa? Co znaczyło dla pięćdziesięciu nieomal ludzi, uzbrojonych w muszkiety, zdobycie więzienia przy tak lichej załodze?... A jednak nie przyszli!... I nie przyjdą!... Widział zdradę i tchórzostwo, lęgnące się już w wielu sercach...
— Ludzie są słabi... Potrzebna dla zwycięstwa twardość w postanowieniu i szybkość w czynie... Męstwa, widać, nie stać im na długo... Chruszczów jest powolny i ostrożny... Panow... Panow nie wierzy mi! Ach, ten Stiepanow, ten Stiepanow!... Czego on ode mnie chce?... Wciąż czegoś chce?... Co będzie teraz?... Historja z kartką, rozumie się, że głupstwo... Ale za parę dni... wypłyną a może już wypłynęły sprawy, za które będę wisiał! Niema tam głowy... Jedynie strach przede mną, wiara w me powodzenie trzymały ich na wodzy... Dawnoby się między sobą pożarli, wydali jeden drugiego... Niewielu mam przyjaciół! Mogę liczyć na Chruszczowa, na Baturina, na Sybajewa, na Bielskiego... lecz wszyscy oni mało mają determinacji! Winblath zakopał się w chałupie ze swoją Kamczadalką, nosa nigdzie nie pokazuje, z trudem ściągnąć się daje na zebrania... Innych utrzymuje przy mnie nadzieja zysku, łupu, swywoli... Ach, prawda: Kuzniecow, ten wierny, ale