Strona:Wacław Sieroszewski - Beniowski II.djvu/130

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została przepisana.
—   122   —

cała... chwiejność... naszych... wewnętrznych... stosunków!... — cedził znacząco.
— Wcale nie na tem, a na tchórzostwie! — odparł Beniowski.
— Może i na tchórzostwie, lecz zrozum, że wszyscy widzą, iż w obecnym twoim stanie najmilszym byłby dla ciebie zapewne... zbrojny gwałt. Jakiś koniec krótki i stanowczy. Czy nie tak? On pokryłby do pewnego stopnia winę gubernatora, którego możnaby związać, wtrącić do więzienia, udać względem niego srogość i przemoc... Co innego my, my wszyscy nie chcemy zbrojnej walki, bo nas mało, bo nas pobiją... Wolimy podstęp, bo siłą słabego jest...
— Czyż nie mówiłem tego samego?
— Tak, ale czyś mówił szczerze!?... Czyś jeno przymuszał się do takiego myślenia mocą rozumowania?... W tem sęk! Jesteś śmiały, lubisz ryzyko, a tu w dodatku pcha cię w tym kierunku uczucie. Rzecz prosta, iż obawiamy się o naszą skórę. Lękamy się niepotrzebnego rozlewu krwi, walki nierównej; stąd niepewność, nieufność mimowolna wśród dowódców, udzielająca się szeregowym i wywołująca w całości mąt i rozruch... I dlatego twierdzę, że ty musisz się nareszcie na coś zdecydować, choćby na przymusowe małżeństwo Nastazji ze Stiepanowym i zostawienie ich swemu losowi!
Beniowski zatrzymał się i długo namyślał z oczami utkwionemi w róg izby.
— Nie!... Daremna ofiara! Zresztą naczel-