Strona:Wacław Sieroszewski - Beniowski II.djvu/127

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została przepisana.
—   119   —

zdu Sybajewa, z drobnych zatargów, jakie znowu zaszły wśród wygnańców, z plotek, jakie krążyły po mieście...
— Czy pop Ustiużnikow przyjechał?...
— Nie. I nie mam stamtąd dotychczas żadnej wieści...
Zerwał się z miejsca Beniowski i krążył niespokojnie po izbie.
— Źle!... Czuję, że źle!... Czemu nie wracają?
— Zamiecie były podobno w górach. Zresztą zwłoka niewielka jeszcze...
— A... Stiepanow co? Co robi?... — spytał, zatrzymując się nagle, Beniowski.
— A no nic! Łazi chmurny... Pono mu się nie wiedzie u... naczelnikówny. Nic z tego nie będzie!... Dziewczyna zbyt jest w tobie rozmiłowana. Nawet tego nie ukrywa. Mordowała mię w dzień wypytywaniem wszelkich o tobie szczegółów. A czy daleko pojedziesz?... A czy bezpieczna aby podróż?... A kiedy wrócisz?... Wielką im wszystkim sprawi przykrość, że nie spotkają cię dworem całym w Czekawce!... Dostanie się tamtejszemu taju, który miał rozkaz uprzedzić ich umyślnym wysłańcem o twoim powrocie... Bo i naczelnik i naczelnikowa o niczem nie mówią, jeno o tobie, o twym rozumie, o twoich talentach, o twojem powodzeniu, o oczekującej cię świetnej przyszłości i swojem do ciebie przywiązaniu i myślę, że istotnie szczerze cię miłują...