Strona:Wacław Sieroszewski - Beniowski I.djvu/99

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została przepisana.
—   91   —

Beniowski zmarszczył zlekka brwi, lecz natychmiast wypogodził czoło i z zupełnym spokojem zadał kilka pytań Grzesiowi Niłowowi. Ponieważ ten umiał już czytać i pisać po rosyjsku i znał początki arytmetyki, kazał mu robić małe zadanie, a sam zajął się całkowicie dziesięcioletnią Adelajdą i młodszą od niej o rok Martą. Rozłożył przed niemi ruchome litery, skreślone na kwadracikach papieru, i zaczęła się uciążliwa lekcja sylabizowania.
Dziewczynki były dość pojętne, ale nużyły się szybko. Beniowski cierpliwie powtarzał z niemi dziesiątki razy to samo ćwiczenie, lecz czuł się coraz więcej nieswojo, coraz dotkliwiej ciężyły mu agatowe oczy pięknej dziewczyny, nie spuszczającej na chwilę wzroku z jego rąk, ust i twarzy. Nie mógł nie dostrzec jej urody, zwiększonej lekkim wykwitłym na policzkach rumieńcem, nie mógł nie widzieć jej wdzięków pełnych dziewiczego czaru. Chmurniał więc coraz bardziej i starał się nie zwracać do niej wcale. Nagle srebrny śmieszek przerwał mu wykład i rozległ się przyciszony głos piersiowy:
— Pan mię unika, pan nie chce zająć się mną ani chwilki!... Przecież ja też jestem uczennicą pana.
— Jakto?... — zwrócił się ku niej.
— A tak! Ja też nic nie umiem; umiem mniej, niż mój brat! A takbym chciała poznać cały ten świat, z którego pan przybył! Przecież nie na zawsze pozostaniemy tutaj, w tej... głuszy!? Przy-