Strona:Wacław Sieroszewski - Beniowski I.djvu/42

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została przepisana.




IV.

Był to szereg nędznych, ponurych chałup, wyciągniętych luźnym sznurem wzdłuż drogi, ledwie oznaczonej na białych śniegach. Pośrodku wznosił się wielki budynek z pociemniałych od starości okrąglaków modrzewiowych, nakryty śpiczastym dachem z małym krzyżem na szczycie.
Gdy osiedleńcy przeciągali przez wieś, z izb wychodziły kobiety brudne, obszarpane, w futrzanych kamczadalskich odzieżach, choć były między niemi i Europejki.
Niektóre stawały na stopniach sionek i posępnie patrzały na idących, inne kryły się za nawpół otwarte drzwi.
Poprzedzony saniami z ładunkiem błyszczącej broni pochód zatrzymał się przed trochę większym i trochę schludniejszym domkiem, na którego małym ganeczku stał wysoki mężczyzna w reniferowej szubie i futrzanej uszastej czapce. Długa złota siwiejąca już broda spływała mu na piersi, a duże, błękitne marzycielskie, zwilżone