Strona:Wacław Sieroszewski - Beniowski I.djvu/224

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została przepisana.
—   216   —

mow, starszy majtek, drugi Paresow, cieśla okrętowy. Obaczywszy Beniowskiego, rzucili mu się do nóg i błagać go zaczęli, aby ich przyjął pod swoją opiekę:
— Przysłali znowu żołnierzy i chcą nas rozłączyć; część wysyłają do Niżniego, część do Awaczyna... A wtedy wszyscy zginiemy... Skos ro z oczu stracimy się wzajem, słabsi wydawać zaczną... Zakują nas wszystkich, zakatują na śmierć! Ty jeden zbawić nas możesz; wpłyń na naczelnika, aby do wiosny pozwolił nam tutaj pozostać, że my nawet gotowi jesteśmy z Chołodiłowym ugodę zawrzeć, byle zabrał od nas pijawkę i dręczyciela Czułosznikowa i zgodził się zmienić niektóre warunki, aby nie wszystko tak nam grabiono, jak teraz, że za pracę naszą grosza złamanego nie widzimy, wszystko odlicza Czułosznikow na kary i za długi... A karmi nas robaczywem mięsem i zgniłemi rybami... Bez sił ostaliśmy się, bez ochoty do życia, a i wielu od szkorbutu pomarło!... — biadali, coraz to chyląc się Beniowskiemu do nóg.
— I duszę gubi! Jeść z jednego naczynia wszystkim każe — prawowiernym i światowcom! — dorzucił posępnie Trofimow.
Beniowski wysłuchał ich uważnie, następnie rozpytał się o szczegóły umowy, warunki życia, ilość pracy:
— Pamiętajcie że mówić macie szczerą prawdę, tylko prawdę, bo od tego zależy wszystko...